Dzisiaj słów kilka na temat nieco kontrowersyjny, dotyczący umów prowizyjnych. Opowiem po krótce czym są, przedstawię swoją ocenę zjawiska oraz wymienię korzyści z nich płynące. No to lecimy!
Czym są umowy prowizyjne?
To po prostu umowy zawierane pomiędzy producentem czy dystrybutorem wyposażenia wnętrz a projektantem. Przynoszą korzyść przynajmniej dwóm stronom (1. producent / dystrybutor, 2. projektant), niekiedy wszystkim trzem (3. klient / inwestor). Umowy te mają na celu (nie czarujmy się 😉 ) przede wszystkim zwiększenie zainteresowania artykułami danej marki. Projektant w zamian zwykle dostaje prowizję lub punkty, za które może odebrać nagrodę. Wartością dodaną jest dostęp do materiałów producenta (np. wzorników, tekstur czy modeli). Korzyścią dla klienta zwykle jest rabat na zakupy.
Zdania na temat umów prowizyjnych są podzielone. Część projektantów uważa, że to czyste zło, oszukiwanie i naciąganie klienta i sami nigdy by takich umów nie zawarli. Inni (z moich obserwacji większość, choć może się mylę…), uważa, że nie ma w nich nic złego. Traktują je jako dodatkowe źródło dochodu. Co ciekawe – często jednak nie przyznają się do nich przed klientem.
Sama przez dłuższy czas mierzyłam się z oceną tego zjawiska i w pewnym momencie musiałam zająć jakieś stanowisko.
Dąbrowska na tak czy na nie?
Jak to często w życiu bywa: to zależy. Świat (nie)stety nie jest taki czarno-biały i opowiedzenie się po jednej stronie może być „wylaniem dziecka z kąpielą”. I tak moim zdaniem jest z umowami prowizyjnymi. I owszem – uważam, że są złe, jeśli projektant dokonuje wyboru wyposażenia wyłącznie na podstawie tego, czy dostanie za to prowizję. A już zwłaszcza – jeśli sam pośredniczy w zakupach i robi to „za plecami klienta”. Jakie warunki – moim zdaniem – należy spełnić, żeby korzystanie z umów prowizyjnych było w porządku wobec klienta?
Zawierając umowy prowizyjne trzymam się kilku zasad (dzięki którym mogę spać spokojnie 😉):
- zawieram umowy z producentami materiałów / artykułów, z których i tak już korzystam – a umowa prowizyjna nie jest warunkiem wybrania danej marki (np. tapety od Ubierz Swoje Ściany stosuję w projektach praktycznie od początku projektowania, umowę prowizyjną zawarłam dopiero na początku 2024 r.);
- wybierając wyposażenie do projektu, kieruję się jego użytecznością, estetyką i budżetem klienta, a nie tym, czy dostanę za to prowizję;
- nie robię nic za plecami klienta: lubię jasne układy, dlatego informuję klienta o tym, że jeśli zakupi dany produkt, to ja otrzymam za to prowizję, (już niebawem wpis z listą sklepów, z którymi mam umowy prowizyjne);
- daję klientowi wybór – zazwyczaj staram się, aby produkt, który polecam w ramach umowy prowizyjnej miał swój zamiennik na liście zakupowej. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy produkt jest unikatowy, (np. ostatnio używałam w projekcie tapety, dla której nie byłam w stanie znaleźć zamiennika…). Zamiennikiem może być ten sam produkt ale w innym sklepie, lub produkt podobny, ale innej marki… Poza tym, nie pośredniczę w zakupach, więc to, czy klient zdecyduje się na produkt prowizyjny – zależy tylko od niego;
ostatnie dwa punkty nie są warunkami koniecznymi (bo – niestety – nie mam na nie wpływu), ale stanowią dla mnie wielki plus:
- kod rabatowy – jako metoda robienia zakupów. Bywa i tak, że zawierając umowę prowizyjną otrzymuję swój unikatowy kod rabatowy, który przekazuję klientowi. Jeśli klient przy zakupach użyje kodu otrzyma rabat, a dla mnie skutkuje naliczeniem prowizji lub punktów. Tutaj wyraźnie widać, że decyzja leży po stronie klienta (bo może przecież kupić ten sam produkt bez podawania kodu). Natomiast ja nie muszę się martwić przekazywaniem danych klienta (co oczywiście wiąże się z pozyskaniem jego zgody, więc generuje niepotrzebne zamieszanie);
- realna korzyść finansowa dla klienta – czyli po prostu rabat, jaki klient otrzymuje dzięki temu, że zakupuje towar, na który mam umowę. Dla mnie to układ win-win i najbardziej odpowiadają mi takie umowy prowizyjne, niestety nie każda umowa zawiera zapis o rabacie.
Korzyści z umów prowizyjnych
Dla mnie – projektantki – bezpośrednią korzyścią jest oczywiście prowizja. Choć z drugiej strony – przy mojej liczbie projektów, to są tak na prawdę groszowe sprawy. Ważną kwestią są dla mnie także materiały wspierające moją pracę, jakie mogę pozyskać dzięki umowie (np. wzorniki, czy modele 3d). Bardzo też lubię to uczucie, kiedy mogę poinformować klienta o możliwości skorzystania z rabatu (no co poradzę – lubię dawać prezenty 😅).
Korzyść dla klienta? Oczywiście największa jest wtedy, kiedy może skorzystać z rabatu. Są też pośrednie: to, że mam dostęp do dodatkowych materiałów przekłada się przecież na jakość projektu, a jej przecież klient oczekuje; dodatkowe źródło mojego dochodu, to możliwość utrzymania niskich stawek za projekt – a na tym również klientowi zależy. Zostaje jeszcze wpływ na to, czy dostanę prowizję, a to jakby możliwość udzielenia Dąbrowskiej „premii uznaniowej” za zadowalający projekt 😉
Moim zdaniem umowy prowizyjne powinny być korzystne dla wszystkich stron. Przede wszystkim jednak korzyść powinien mieć klient – w końcu to o jego pieniądzach mówimy. Mam jednak świadomość, że moje myślenie często jest naiwne i nie mieści się w realiach życia…