Problem Montessori

Skoro już Wam trochę opowiedziałam, o tym, co i dlaczego preferuję we wnętrzach dla dzieci (Podstawy I i Podstawy II), tym razem chciałabym się odnieść do dość popularnego trendu w projektowaniu pokojów dziecięcych, a mianowicie o zastosowaniu pedagogiki montessoriańskiej we wnętrzach. Na początek parę słów o Marii Montessori i jej pedagogice, później o przełożeniu tych zasad na wnętrze, a na koniec kilka słów mojej opinii.

Punkt pierwszy: Maria Montessori i jej pedagogika

Montessori była włoską lekarką żyjącą na przełomie XIX i XX w. Początkowo pracowała z dziećmi z niepełnosprawnością umysłową, następnie rozszerzyła swoje badania na dzieci zdrowe.

Głównym założeniem jej pedagogiki było hasło „pomóż mi, bym zrobił to samodzielnie”, odwołujące się do naturalnego potencjału dziecka, który pcha je do samodzielności i odkrywania świata. Rolą nauczyciela czy rodzica jest wspieranie dziecka tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Dziecko ma swobodę wyboru miejsca, rodzaju oraz czasu pracy, przez co pracuje we własnym tempie i uczy się tego, co aktualnie jest dla niego interesujące, a nie tego, co narzuca mu dorosły.

Ponadto w pedagogice montessoriańskiej panuje wzorcowy porządek – wnętrze podzielone jest na strefy tematyczne, a każdy przedmiot ma swoje miejsce, przez co dziecko uczy się zaufania do otoczenia i utrzymywania w nim porządku.

Na pewno kojarzycie tak charakterystyczne w metodzie montessoriańskiej zabawki, np. drewniane układanki, maty edukacyjne, książeczki sensoryczne… a sama Montessori uważała, że klasy powinny być pozbawione ławek szkolnych, za to podzielone na strefy tematyczne i wyposażone w prawdziwe sprzęty takie jak lodówka, kuchenka, umywalka, a także narzędzia do pracy w ogrodzie, stolarskie czy przybory do sprzątania. Każdy sprzęt powinien występować tylko w jednym egzemplarzu, aby dzieci uczyły się cierpliwości, czekania na swoją kolej i dzielenia się z innymi. 

Charakterystyczne w metodzie Montessori zabawki to drewniane układanki, maty edukacyjne, książeczki sensoryczne a także przedmioty codziennego użytku.

Jak widzicie, Montessori kładła duży nacisk na OTOCZENIE, tak aby dziecko funkcjonowało w bezpiecznym i zachęcającym do aktywności środowisku. Nic więc dziwnego, że jej pedagogika znalazła zastosowanie we wnętrzarstwie 🙂

Punkt drugi: wnętrza w stylu Montessori

Jak już zapewne zauważyliście, wnętrza w stylu montessoriańskim mają przede wszystkim wspierać naturalny rozwój dziecka: zapewniać bezpieczeństwo i zachęcać do aktywności. Przy ich aranżowaniu kierujemy się minimalizmem, zapewniając dziecku tylko to, co mu niezbędne, bez nadmiaru bibelotów, za to z dekoracją o charakterze edukacyjnym. Istotne jest strefowanie wnętrza, tak by każda aktywność miała swoje miejsce i by łatwiej było zachować we wnętrzu porządek. Dominującym kolorem jest biel, a kolory powinny się naturalnie wpasowywać do wnętrza.

Jednym ze sposobów, by wnętrze zachęcało do aktywności, jest stosowanie otwartych mebli, np:

  • regałów z otwartymi półkami, gdzie eksponujemy zabawki czy pomoce plastyczne,
  • specjalnych regałów na książki, na których stoją one przodem do dziecka,
  • ciekawym pomysłem jest także stosowanie szafy bez drzwi o półkach i drążku dostosowanych do wzrostu dziecka, tak by samo mogło się przebierać,
  • stosowanie oznaczeń czy podpisów na szufladach i koszach, pozwalających zidentyfikować zawartość.

Stylistyka montessoriańska lubi naturalne materiały, szczególnie drewno.

Punkt trzeci: czy mam problem z Montessori?

Trochę tak 😉 Bo choć doceniam wiele pozytywnych aspektów samej pedagogiki montessoriańskiej jak i jej zastosowania we wnętrzach, to dostrzegam pewne wady.

Cenię sobie kolorystykę, naturalność (i materiałów, i oddziaływania na rozwój młodego człowieka), dbanie o porządek… Ale! O ile z jednej strony wnętrza w tym duchu opowiadają się za minimalizmem, o tyle z drugiej, niejako mu przeczą zostawiając wszystko na wierzchu i zasypując dziecko mnogością bodźców. I rozumiem, że pozostawione na wierzchu zabawki, ubrania czy inne pomoce edukacyjne mają stanowić dla dziecka propozycję zabawy, ale uważam, że dziecko nie potrzebuje aż takiej nachalności. Nie uważam, żeby zamknięta szafa czy regał stanowiły przeszkodę w eksplorowaniu świata, a na pewno ułatwiają utrzymanie porządku. Paradoksalnie, uważam także, że kiedy wszystko jest na wierzchu, to dziecku trudniej coś wybrać, bo wszystko kusi i rozprasza.

Zgadzam się, że dziecko ma naturalny pęd do poznawania świata, ale w tym przekonaniu idę o krok dalej: ten pęd jest tak ogromny, że dziecko z pewnością zajrzy do zamkniętej szafy, skrzyni czy szuflady. Nie zapominajmy także o roli rodzica, który ma wspomagać rozwój dziecka, dlaczego nie miałby zatem proponować dziecku aktywności, np. prezentując zawartość skrzyni z zabawkami albo proponując rysowania?

Punkt czwarty: podsumowanie

Czy przekreślam zastosowanie we wnętrzach przesłanek płynących z pedagogiki montessoriańskiej? Oczywiście, że nie! Dostrzegam jej piękno i otwartość na dziecko. Jednak – jak zwykle w tej serii – uważam, że nie wszystko jest dla wszystkich i najważniejsze to znaleźć swój przepis na wnętrze 😊

A szukając inspiracji dla pokoju dziecięcego, przeczytaj wpis Pokoje dziecięce: minimalizm, by spojrzeć na temat z mniej popularnej strony.

W tej samej kategorii: